Reklama     +48 22 620 92 04 
www.autotransport.plW oparach absurdu
Transport drogowy

W oparach absurdu

Czyli jak (nie) szkolić kierowców „po polsku”

4 lutego 2015 r.   |  Natalia Blog-Cygańska

Minęło kilka lat od zmiany przepisów dotyczących szkoleń kierowców zawodowych. Zmiany, która w zamyśle osób tworzących miała zrewolucjonizować branżę szkoleniową, a kierowcom i przewoźnikom uzmysłowić wagę i istotę kształcenia zawodowego. Zmiany, której przyświecała szczytna idea poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego. Czy tak się stało? Z pewnością nie!


Warning: getimagesize(http://www.pgt.pl/img_ar/): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 403 Forbidden in /_art.php on line 110

Na początku sytuacja wyglądała obiecująco – zmieniono ustawę o transporcie drogowym, przygotowano rozporządzenie wykonawcze. Wszystko po to, aby ośrodki, po przejściu procedury weryfikującej ich infrastrukturalne i merytoryczne przygotowanie, mogły rozpocząć profesjonalne szkolenia na najwyższym, bo przecież europejskim, poziomie. System kształcenia kierowców zawodowych miał być szczelny, przejrzysty i maksymalnie dostosowany do wymogów unijnych. Słowem, bajka.  Po kilku latach temat kształcenia kierowców zawodowych przebrzmiał. Rzadko podejmowany jest w mediach, okazjonalnie powraca przy aferach typu „Wal w osobówkę” i poważnych wypadkach drogowych, spowodowanych przez kierowców ciężarówek lub autobusów. Zewnętrznemu obserwatorowi może się wydawać, że w branży szkoleniowej sprawy mają się dobrze. Jak zwykle jednak problem tkwi w szczegółach. 

Bezpardonowa walka. Szkoleniami kierowców zawodowych zajmują się obecnie setki, mniej lub bardziej przygotowanych do takiej działalności, przedsiębiorców. Mnogość podmiotów szkolących i konieczność zabiegania o każdego kursanta, powodują, że walka między ośrodkami, w której centrum zawsze jest klient i jego portfel, jest bezpardonowa. Konkurowanie ceną w gospodarce rynkowej (włączając również branżę szkoleniową) jest standardem, ale wabienie potencjalnego kursanta krótszym niż u konkurencji czasem trwania szkolenia jest niczym innym jak skandalem i poważnym naruszeniem obowiązujących przepisów.  Powszechnie wiadomo, że do dnia dzisiejszego funkcjonują ośrodki, które potencjalnym uczestnikom kwalifikacji wstępnej na pytanie o liczbę zajęć, odpowiadają, że wystarczy do ośrodka wpaść 3-4 razy, bo „materiał trzeba przeklikać”, a wiecznie spieszącym się kierowcom ze szkoleń okresowych „idą na rękę” wystawiając świadectwo kwalifikacji po przedstawieniu dokumentów i, co najważniejsze, po uiszczeniu opłaty.

Złe przepisy. Wiele z takich zachowań umożliwiają źle sformułowane i nieprecyzyjne przepisy. Przykładem jest tu chociażby zapis dotyczący obowiązku zgłoszenia rozpoczęcia szkolenia okresowego lub kursu kwalifikacyjnego najpóźniej w następnym dniu roboczym po rozpoczęciu kursu. Bez najmniejszego problemu można „papierowo” wyznaczyć rozpoczęcie szkolenia okresowego na piątek, zgłosić wojewodzie szkolenie w kolejnym dniu roboczym czyli w poniedziałek, pisemne zgłoszenie przesłać pocztą i w efekcie fizycznie poinformować urzędników o fakcie szkolenia już po jego zakończeniu.  Skutkiem tego jest uniemożliwienie organowi nadzorującemu ośrodki szkoleń przeprowadzenia kontroli zajęć, co z kolei jest zachętą do realizacji wirtualnych kursów (kursów w niepełnym wymiarze godzin lub kursów realizowanych tylko „na papierze”). 

Polak potrafi, a wojewoda? Teraz słów parę o organach nadzorujących. Ustawowo funkcję tę względem ośrodków szkolących kierowców zawodowych pełni wojewoda. Do czego sprowadza się ona? W praktyce do wyznaczania składu komisji egzaminacyjnej przeprowadzającej testy kwalifikacyjne oraz do odwiedzania ośrodków celem kontroli prawidłowości prowadzenia dokumentacji związanej ze szkoleniami. Teoretycznie więc wojewodowie trzymają przysłowiową rękę na pulsie i wiedzą co w szkoleniowej trawie piszczy. Jakim cudem zatem o zjawiskach patologicznych w branży więcej wiedzą kierowcy, przewoźnicy i ośrodki szkolące?  Czy urzędnicy wiedzą, że w szkoleniach metodą e-learningu, które zgodnie z przepisami powinny się odbywać w ośrodku, powszechna jest sprzedaż kodów dostępu do platform e-learningowych zamiast fizycznego uczestnictwa w szkoleniu? Naiwni są ci, którzy sadzą, że każdy kursant, który otrzymał taki kod, w domu rozsiądzie się wygodnie przed komputerem i przerobi cały materiał. Cytując klasyka: Polak potrafi. W internecie bez problemu znaleźć można programy, za pomocą których cały e-learningowy materiał może zostać przerobiony bez udziału, a nawet obecności osoby umownie zwanej „szkoloną”. 

Rozkładanie (urzędniczych) rąk. Urzędnik, który zobowiązany jest przepisami do pełnienia roli nadzorującego powinien być szczególnie wyczulony na sygnały wskazujące na nieprawidłowości oraz odpowiednio i skutecznie na nie reagować. Należy jednak dać narzędzia, które umożliwią mu działanie i eliminowanie z rynku podmiotów, które w najlepszym razie nazwać można pseudoośrodkami. Rozkładanie rąk i rzucanie w tłum pytania „Ale co ja mogę zrobić?” na niewiele się zdadzą, podobnie jak wyrażanie wątpliwości co do tego, czy w danym ośrodku odbywają się zajęcia z danego tematu, skoro na kolejnych testach kwalifikacyjnych żadna z osób egzaminowanych nie potrafi odpowiedzieć na pytania dotyczące tego tematu.  Kolejnym zadziwiającym zjawiskiem związanym ze szkoleniami jest brak komunikacji między podmiotami dokonującymi wpisów do prawa jazdy (starostwami) a ośrodkami szkolącymi w sprawach związanych z weryfikacją autentyczności wystawianych świadectw kwalifikacji. Nikt nie sprawdza, czy osoba wnioskująca o wymianę prawa jazdy po szkoleniu okresowym czy kwalifikacji była faktycznie w danym terminie na szkoleniu w danym ośrodku i czy to szkolenie zostało zgłoszone wojewodzie. 

Źle się dzieje! O nieprawidłowościach występującym w branży szkoleniowej można napisać książkę i nadać jej przewrotny tytuł „Wstęp do patologii. Jak prowadzić ośrodek szkoleniowy i nie zwariować”. Dwa lata temu, kiedy wystosowaliśmy list otwarty do urzędującego wówczas ministra Sławomira Nowaka, wyraziliśmy swoje obawy co do kierunku rozwoju tej sytuacji. Dziś nie wyrażamy obaw, dziś bijemy na alarm. Szanowni Rządzący, źle się dzieje w branży szkoleniowej! Szkolą ośrodki, które szkolić nie powinny. Szkolą osoby, które może wpasowują się w mglistą definicję wykładowcy, a które nie posiadają merytorycznego przygotowania do prowadzenia zajęć.  Do jakich nadużyć musi dojść, żebyśmy doczekali się wreszcie Waszej reakcji? Nie możemy czekać i na kolejnych spotkaniach czy konferencjach, na których temat szkoleń jest poruszany kolejny raz, słuchać o tym, że „Ministerstwo przygląda się sytuacji i wkrótce podejmie stosowne kroki”. Nas, przedsiębiorców prowadzących ośrodki rzetelnie, profesjonalnie i uczciwie, takie zapewnienia już nie satysfakcjonują. Nie satysfakcjonuje nas podjęcie przez Ministerstwo bliżej nieokreślonych działań w bliżej nieokreślonej przyszłości. Chcemy widzieć sens naszej działalności, chcemy mieć świadomość, że nasza praca jest ważna i potrzebna. Chcemy mieć swój wkład w tworzenie prawa, które ma służyć nam i osobom, które szkolimy. 

Konieczne zmiany systemowe. Rozmawiajmy o potrzebie zmian i to zmian systemowych. Skoro podstawowym problemem dla kierowców i ich pracodawców jest czas trwania szkolenia, co skrupulatnie wykorzystują ośrodki działające na granicy prawa, poszukajmy wspólnie dobrego rozwiązania. Współdziałajcie z nami, zamiast patrzeć przez palce na zamykające się drzwi kolejnych likwidowanych ośrodków. 

W ostatnim wydaniu PGT 06-09/2020 m.in.
ZOBACZ NASZĄ STRONĘ www.PGT.pl